Hej! Przyznam szczerze, że sporo produktów uzbierało mi się do napisania recenzji. Widać to już nawet po utworzonych przeze mnie folderach ze zdjęciami :D Dziś jednak przychodzę do Was z recenzją jednego z moich lipcowych ulubieńców (przeczytacie o nich TUTAJ).
Mowa oczywiście o pomadce... zdziwi Was to pewnie przeogromnie, ale chodzi o matową pomadkę w płynie! (takie śmieszki).
Ostatnio zyskały one sporo na popularności i zaczęły pojawiać się w coraz większej ilości sklepów internetowych. Mowa o Sleek Matte Me.
Gotowe? Zaczynamy :)
Na naszym rynku pojawia się coraz więcej matowych pomadek. Od najtańszych do najdroższych - w ofercie większości marek można znaleźć pomadki o mniej lub bardziej matowym wykończeniu.
W zwykłym pomadkowym sztyfcie... w kredce.. płynie.. Te ostatnie zwojowały świat!
Nie wiem, czy jest którakolwiek kobieta, która interesuje się kosmetykami i nie ma choć jednej matowej pomadki. Zapewne będą to jednostki.
Marka Sleek znana z przystępnych cen również ma je w asortymencie. Znajdziecie 12 pięknych odcieni, a wśród nich nudziaki, klasyczne róże i czerwienie oraz bardziej odważne kolory.
Choć uwielbiam bardzo ciemne pomadki to tym razem poszłam na kompromis i jedna z nich jest pięknym cielistym odcieniem, a druga ciemnym, aczkolwiek nie za ciemnym różofioletobordem i nie wiem jeszcze czym :)
Sam fakt, że piszę dziś o swoim ulubieńcu, mówi iż kosmetyk mnie nie zawiódł. Nie jest jednak bez wad i o tym wszystkim dowiecie się w dzisiejszym wpisie. :)
Jest ono eleganckie i szykowne. Na pewno pięknie będą się prezentowały w torebce bądź na toaletce.
Pod spodem znajdziecie nazwę odcienia i dość skomplikowaną numerację, której na szczęście nie każe nikt pamiętać :D
Postawiłam na nudziaka w postaci Birthday Suit oraz ciemność/mrok/zło w postaci Velvet Slipper. :)
Co do tego ostatniego obawiałam się, że będzie identyczny jak pomadka Golden Rose z serii Longstay o numerze 05, ale gdy porównałam oba odcienie mimo kilku podobieństw są zupełnie inne :) Łączy je jedynie fiolet :D
Birthday Suit pochodzi z pierwszego tłoczenia, a Velvet Slipper z drugiego i mają one różne aplikatory, co zobaczycie przy kolejnych zdjęciach :)
Na pierwszy ogień idzie Birthday Suit.
Aplikator jest długi i podłużny, czym przypomina mi aplikator pomadek w płynie od GR. Tamten jest jednak zupełnie prosty, a tu znajduje się on pod kątem (np. jak w Wibo Million Dollar Lips).
Niezależnie jednak od stopnia wygięcia bardzo lubię tego typu aplikatory - niby dość szerokie, ale dzięki wąskim końcom można osiągnąć idealny obrys i wypełnienie ust. :)
Następnie, przechodzimy do Velvet Slipper:
Tu końcówka aplikatora jest o wiele mniejsza niż w przypadku Birthday Suit. Przypomina ona typową końcówkę błyszczyka. Zwiększa to precyzję pracy pomadką, ja jednak nie bardzo rozumiem jej zmianę przy wypuszczeniu drugiej serii pomadek, gdyż obiema pracuje się dobrze, a pierwszemu aplikatorowi nie mam niczego do zarzucenia. Przy pełniejszych ustach nałożenie pomadki zajmie więcej czasu, jednak o zaledwie kilka sekund. :)
Pomadki nakłada się przyjemnie i bez większego problemu. Gładko suną po ustach, nie sprawiają, że usta wyglądają jak rodzynki. Nie zauważyłam również przesuszenia po dłuższym noszeniu pomadek.
Obie pomadki wydają się mieć zupełnie inne zapachy. Birthday Suit zdaje się mieć słodki zapach, a przy Velvet Slipper doszukałam się lekkiej leśnej woni. Nie wiem, jednak, czy to nie moje wyobrażenie. Musicie przekonać się same. :) Zapach ten nie jest mocny, nie czuć go przy nakładaniu na ustach jak i tuż potem.
Pigmentacja pomadek jest bardzo dobra. Należy jedynie pamiętać o zebraniu nadmiaru pomadki z aplikatora, gdyż zrobią się nieestetyczne smugi. Jedno pobranie pomadki wystarczy na pokrycie całych ust. Nie polecam dokładać pomadki i jej poprawiać - ważne są więc lekkie poprawki przy jeszcze niezaschniętej pomadce, polegające na równomiernym jej rozłożeniu. Przy poprawieniu elementów ust, które niechcący ominęłyśmy, widoczny będzie ciemniejszy punkt, gdyż kolejna warstwa pomadki ciemnieje, a kolejne dołożone na całości sprawiają, że nie nosi się jej komfortowo.
Jedzenie może być lekkim problemem, jednak powoduje jedynie większy ubytek we wcześniej wspomnianej wewnętrznej części.
Sleek Matte Me nie zmywają się pod wodą (chcąc przepłukać dłoń po sprawdzaniu kolorów pigment nawet nie drgnął!), najlepszym demakijażem ust przy ich używaniu jest płyn dwufazowy, który nie rozmaże ich po całej twarzy. :)
Ciężko było mi otrzymać odpowiedni kolor pomadek przy robieniu zdjęć. O wiele łatwiej było z ciemniejszym odcieniem, jednak odcień i tak jest mega zbliżony. Poniżej znajdą się także swatche na ustach.
Birthday Suit - kolor nude kojarzący się z lekką brzoskwinką ze szczyptą różu i brązu, kolor wyglądający naturalnie, którego "zjedzenie się" nie będzie mega zauważalne dla osób trzecich. Wiadomo, że my same zwracamy uwagę nawet na najmniejszy uszczerbek :)))
Velvet Slipper - ten kolor było mi najciężej opisać i prosiłam wczoraj siostrę by mi pomogła (:*). Opisałabym go jako burgund, lekkie bordo z pomieszaniem fioletu i różu. Przy różnych typach karnacji na pewno zachowa się inaczej. Jest to kolor odważny, ale jeszcze nie wychodzący poza akceptowalne przez większość osób na planecie ;)
Sleek Matte Me to wyjątkowa szminka o matowym wykończeniu. Łatwa w aplikacji dzięki płynnej konsystencji i bardzo trwała.
Daje intensywne krycie już przy pierwszej warstwie kosmetyku
Moja opinia:
Szeroka oferta kolorów, pozwalająca na dokonanie właściwego wyboru każdej kobiecie. Niezależnie, czy wolisz spokojne odcienie nude, głębokie czerwienie, czy ciemne fiolety. Jestem pewna, że znajdziesz coś dla siebie. Odpowiednio płynna konsystencja umożliwia sprawne i dokładne rozprowadzenie na ustach, a szybkie zasychanie produktu nie odbiera radości z cieszenia się pięknym kolorem i ich nie wysusza. Szukasz dobrze napigmentowanej pomadki w rozsądnej cenie? Oto Sleek Matte Me. :)
Moja ocena: 4,5
Cena: 26,99 zł
Dostępność: sklepy internetowe tj.: Cocolita.pl, MintiShop.pl, Ladymakeup
Mowa oczywiście o pomadce... zdziwi Was to pewnie przeogromnie, ale chodzi o matową pomadkę w płynie! (takie śmieszki).
Ostatnio zyskały one sporo na popularności i zaczęły pojawiać się w coraz większej ilości sklepów internetowych. Mowa o Sleek Matte Me.
Gotowe? Zaczynamy :)
Na naszym rynku pojawia się coraz więcej matowych pomadek. Od najtańszych do najdroższych - w ofercie większości marek można znaleźć pomadki o mniej lub bardziej matowym wykończeniu.
W zwykłym pomadkowym sztyfcie... w kredce.. płynie.. Te ostatnie zwojowały świat!
Nie wiem, czy jest którakolwiek kobieta, która interesuje się kosmetykami i nie ma choć jednej matowej pomadki. Zapewne będą to jednostki.
Marka Sleek znana z przystępnych cen również ma je w asortymencie. Znajdziecie 12 pięknych odcieni, a wśród nich nudziaki, klasyczne róże i czerwienie oraz bardziej odważne kolory.
Choć uwielbiam bardzo ciemne pomadki to tym razem poszłam na kompromis i jedna z nich jest pięknym cielistym odcieniem, a druga ciemnym, aczkolwiek nie za ciemnym różofioletobordem i nie wiem jeszcze czym :)
Sam fakt, że piszę dziś o swoim ulubieńcu, mówi iż kosmetyk mnie nie zawiódł. Nie jest jednak bez wad i o tym wszystkim dowiecie się w dzisiejszym wpisie. :)
OPAKOWANIE
Minimalizm rządzi! Marka Sleek wypuściła pomadki w opakowaniu w kształcie prostopadłościanu z przezroczystą buteleczką, w której możecie zobaczyć, jak wybrany przez Was kolor wygląda oraz z czarnym matowym uchwytem aplikatora, na którym błyszczącą czcionką napisana jest nazwa marki.Jest ono eleganckie i szykowne. Na pewno pięknie będą się prezentowały w torebce bądź na toaletce.
Pod spodem znajdziecie nazwę odcienia i dość skomplikowaną numerację, której na szczęście nie każe nikt pamiętać :D
Postawiłam na nudziaka w postaci Birthday Suit oraz ciemność/mrok/zło w postaci Velvet Slipper. :)
Co do tego ostatniego obawiałam się, że będzie identyczny jak pomadka Golden Rose z serii Longstay o numerze 05, ale gdy porównałam oba odcienie mimo kilku podobieństw są zupełnie inne :) Łączy je jedynie fiolet :D
APLIKATOR
Na wstępie wspomnę, że Sleek wypuścił najpierw pierwszą szóstkę pomadek, a później kolejną. Różnią się one między sobą aplikatorami.Birthday Suit pochodzi z pierwszego tłoczenia, a Velvet Slipper z drugiego i mają one różne aplikatory, co zobaczycie przy kolejnych zdjęciach :)
Na pierwszy ogień idzie Birthday Suit.
Aplikator jest długi i podłużny, czym przypomina mi aplikator pomadek w płynie od GR. Tamten jest jednak zupełnie prosty, a tu znajduje się on pod kątem (np. jak w Wibo Million Dollar Lips).
Niezależnie jednak od stopnia wygięcia bardzo lubię tego typu aplikatory - niby dość szerokie, ale dzięki wąskim końcom można osiągnąć idealny obrys i wypełnienie ust. :)
Następnie, przechodzimy do Velvet Slipper:
Tu końcówka aplikatora jest o wiele mniejsza niż w przypadku Birthday Suit. Przypomina ona typową końcówkę błyszczyka. Zwiększa to precyzję pracy pomadką, ja jednak nie bardzo rozumiem jej zmianę przy wypuszczeniu drugiej serii pomadek, gdyż obiema pracuje się dobrze, a pierwszemu aplikatorowi nie mam niczego do zarzucenia. Przy pełniejszych ustach nałożenie pomadki zajmie więcej czasu, jednak o zaledwie kilka sekund. :)
KONSYSTENCJA/ZAPACH/PIGMENTACJA
Konsystencja pomadek nie jest ani za gęsta ani za rzadka. Spotkałam się i z bardzo gęstymi wręcz masełkowatymi pomadkami oraz dość rzadkimi (jak niektóre z GR), a ta plasuje się po środku.Pomadki nakłada się przyjemnie i bez większego problemu. Gładko suną po ustach, nie sprawiają, że usta wyglądają jak rodzynki. Nie zauważyłam również przesuszenia po dłuższym noszeniu pomadek.
Obie pomadki wydają się mieć zupełnie inne zapachy. Birthday Suit zdaje się mieć słodki zapach, a przy Velvet Slipper doszukałam się lekkiej leśnej woni. Nie wiem, jednak, czy to nie moje wyobrażenie. Musicie przekonać się same. :) Zapach ten nie jest mocny, nie czuć go przy nakładaniu na ustach jak i tuż potem.
Pigmentacja pomadek jest bardzo dobra. Należy jedynie pamiętać o zebraniu nadmiaru pomadki z aplikatora, gdyż zrobią się nieestetyczne smugi. Jedno pobranie pomadki wystarczy na pokrycie całych ust. Nie polecam dokładać pomadki i jej poprawiać - ważne są więc lekkie poprawki przy jeszcze niezaschniętej pomadce, polegające na równomiernym jej rozłożeniu. Przy poprawieniu elementów ust, które niechcący ominęłyśmy, widoczny będzie ciemniejszy punkt, gdyż kolejna warstwa pomadki ciemnieje, a kolejne dołożone na całości sprawiają, że nie nosi się jej komfortowo.
TRWAŁOŚĆ
Pomadki wytrzymują na ustach parę godzin. Niestraszne są im zimne napoje, które mogą sprawić jedynie lekkie zjedzenie w wewnętrznej "mokrej" części ust, którą czasem staramy się pokryć :)Jedzenie może być lekkim problemem, jednak powoduje jedynie większy ubytek we wcześniej wspomnianej wewnętrznej części.
Sleek Matte Me nie zmywają się pod wodą (chcąc przepłukać dłoń po sprawdzaniu kolorów pigment nawet nie drgnął!), najlepszym demakijażem ust przy ich używaniu jest płyn dwufazowy, który nie rozmaże ich po całej twarzy. :)
SWATCHE
Ciężko było mi otrzymać odpowiedni kolor pomadek przy robieniu zdjęć. O wiele łatwiej było z ciemniejszym odcieniem, jednak odcień i tak jest mega zbliżony. Poniżej znajdą się także swatche na ustach.
Birthday Suit - kolor nude kojarzący się z lekką brzoskwinką ze szczyptą różu i brązu, kolor wyglądający naturalnie, którego "zjedzenie się" nie będzie mega zauważalne dla osób trzecich. Wiadomo, że my same zwracamy uwagę nawet na najmniejszy uszczerbek :)))
Velvet Slipper - ten kolor było mi najciężej opisać i prosiłam wczoraj siostrę by mi pomogła (:*). Opisałabym go jako burgund, lekkie bordo z pomieszaniem fioletu i różu. Przy różnych typach karnacji na pewno zachowa się inaczej. Jest to kolor odważny, ale jeszcze nie wychodzący poza akceptowalne przez większość osób na planecie ;)
Swatche na ustach:
Swatche w całej okazałości:
Birthday Suit
Velvet Slipper:
PODSUMOWANIE:
Opis producenta: Sleek Matte Me to wyjątkowa szminka o matowym wykończeniu. Łatwa w aplikacji dzięki płynnej konsystencji i bardzo trwała.
Daje intensywne krycie już przy pierwszej warstwie kosmetyku
Moja opinia:
Szeroka oferta kolorów, pozwalająca na dokonanie właściwego wyboru każdej kobiecie. Niezależnie, czy wolisz spokojne odcienie nude, głębokie czerwienie, czy ciemne fiolety. Jestem pewna, że znajdziesz coś dla siebie. Odpowiednio płynna konsystencja umożliwia sprawne i dokładne rozprowadzenie na ustach, a szybkie zasychanie produktu nie odbiera radości z cieszenia się pięknym kolorem i ich nie wysusza. Szukasz dobrze napigmentowanej pomadki w rozsądnej cenie? Oto Sleek Matte Me. :)
Moja ocena: 4,5
Cena: 26,99 zł
Dostępność: sklepy internetowe tj.: Cocolita.pl, MintiShop.pl, Ladymakeup
Co sądzicie o pomadkach Sleek? Macie już swoją? Wolicie mniejszy, czy większy aplikator? :)
Zapraszam do polubienia FP: http://facebook.com/dramabeautyy oraz obserwowania na IG: http://instagram.com/wrrau
uu super makijaże robisz:D
OdpowiedzUsuńAle Ty śliczna jesteś :) pomadki bardzo mi się podobają, może niedługo po nie sięgnę ;)
OdpowiedzUsuńOjeju dziękuję <3
UsuńSą naprawdę bardzo miłe w użytkowaniu :)
Birthday Suit kusi mnie coraz bardziej :)
OdpowiedzUsuńpokochałam go bez pamieci :)
Usuńobie mi się podobają. ;) i w końcu nie udało mi się wybrać do drogerii i żadnej sobie nie kupiłam. ;< ale może po powrocie z wakacji się uda. ;)
OdpowiedzUsuńi fajnie, że mają też mniejszy aplikator, bo przy moich małych ustach ten większy jest dość problematyczny. te błyszczykowe lepiej się sprawdzają. ;)
pozdrawiam serdecznie i w końcu dodaję do obserwowanych, bo ciężko szukać na grupach fejsowych kolejnych nowych notek. ;)
Na pomadkę zawsze znajdzie się czas.. :)
UsuńKażdy z aplikatorów ma swoje wady i zalety. Przy mniejszych ustach rzeczywiście większa wygoda, gdy i aplikator nie jest wielkosci szpadli :)
Cieszę się, że zdecydowałaś się zostać na dłużej. Też zaraz Cię odwiedzę :*
Pierwszy odcień podoba mi się bardziej jednak tobie ładniej w tym drugim, ciemniejszym :)
OdpowiedzUsuńW ciemniejszych kolorach też jakoś bardziej się lubię, ale ten jasny również niczego sobie :) Do tego na każdą okazję :)
UsuńObydwa kolory bardzo mi się podobają, muszę się im przyjrzeć w sklepie z bliska :-)
OdpowiedzUsuńKoniecznie :)
UsuńNie miałam jeszcze nigdy pomadek ze sleeka, pierwszy aplikator kojarzy mi się z dr ireną eris ;p piękne mają kolorki, burgunt rzeczywiście odważny ale na specjalne okazje świetny :)
OdpowiedzUsuńJa za to nigdy nic nie miałam z Dr Ireny Eris :D
Usuńja ciemnych kolorków używam także na co dzień :>
Love the packaging and the shades!!
OdpowiedzUsuńI'm following you on GFC :)
mystylishcorner.blogspot.ba
<3
UsuńTa jaśniejsza się pięknie prezentuje :)
OdpowiedzUsuńJest piekna! Po obejrzeniu swatchy nie mogłam jej nie kupic i się nie zawiodłam :)
UsuńBirthday Suit zdecydowanie :) jest bardziej subtelna :) zresztą obie ładne a drugą serwowałabym na wieczorne wyjścia :)
OdpowiedzUsuńDokładnie, subtelność Birthday Suit porywa :)
UsuńWłaśnie dziś w sklepie je oglądałam.
OdpowiedzUsuńPrzyjemnie się na nie patrzy :))
UsuńŚliczne kolory :) Jak nigdy nie malowałam ust to teraz zaczynam ale dopiero kupiłam jeden matowy błyszczyk od Golden Rose i też polecam:)
OdpowiedzUsuńBardzo lubię Golden Rose :)
UsuńWyglądają prześlicznie u Ciebie :)
OdpowiedzUsuńNie miałam wcześniej ich pomadek, ale ta ciemna strasznie mi się podoba :)
OdpowiedzUsuńJest piękna :)
UsuńTen ciemniejszy kolor jest cudowny :)
OdpowiedzUsuńZapraszam http://ispossiblee.blogspot.com Odpowiadam na każdą obserwację :)
To prawda! :)
UsuńUwielbiam matowe pomadki, masz świetne włosy :) obserwuję i zapraszam www.s-y-l-w-i-a.blogspot.com
OdpowiedzUsuńTeż je uwielbiam, dziękuję :*
UsuńOba kolory pięknie ci pasują :)
OdpowiedzUsuńŚliczne kolory i opakowania też bardzo mi się podobają :) Obserwuję!
OdpowiedzUsuńSą naprawdę bardzo ładne :) Chce się wiecej!
UsuńJa nigdy nie umiem dobrać sobie koloru do mojej urody
OdpowiedzUsuńMetodą prób i błędów w końcu Ci się uda :)
UsuńPiękne te pomadki są :) ta Velvet Slipper mnie zaciekawiła :)
OdpowiedzUsuńŁadny wyjątkowy kolor :)
UsuńAle z ciebie piękność! Ten pierwszy bardziej w moim stylu, nosiłabym :)
OdpowiedzUsuńDziękuję <3 polecam :)
UsuńBardzo ładnie prezentują się na ustach szczególnie Birthday Suit.
OdpowiedzUsuńPiękny uniwersalny kolor :)
UsuńNie miałam nigdy produktów do ust Sleeka ;)
OdpowiedzUsuńTo też moje pierwsze i jestem zachwycona :)
UsuńTen jasny kolor bardzo mi się podoba :)
OdpowiedzUsuńSliczny jest:)
UsuńTeraz już wiem co pójdzie na pierwszy ogień przy kolejnych internetowych zakupach! Uwielbiam matowe pomadki, jednak tych ze sleeka nie mam w swoim asortymencie. Czas to zmienić. Podobają mi się oba kolory, jeden bardziej na co dzień, drugi na wieczorne wyjścia. Na 100% skuszę się na tą ciemniejszą pomadkę, kocham takie klimaty. Świetny post! Bardzo przydatny i konkretny :)
OdpowiedzUsuńZ przyjemnością dodajemy do ulubionych, obserwowanych blogów <3 Zapraszam też oczywiście do nas na
teddyandcrumb.blogspot.com
buziaki! :*
Sleek bezapelacyjnie zaskoczył mnie jakością i komfortem noszenia :)
UsuńBardzo podoba mi się ciemniejszy odcień! melodylaniella.blogspot.com
OdpowiedzUsuńJak to możliwe, że nie słyszałam o tych pomadkach! Przecież uwielbiam wszystko, co jest matowe, do tego kolory bardzo mi się podobają :) Dodaję do listy zakupów kosmetycznych :)
OdpowiedzUsuńBTW, masz przepiękny makijaż <3
No widzisz! Pora nadrobić zaległości <3
UsuńBardzo dziękuję! :)
pięknie Ci w tych kolorkach..ale ładnemu we wszystkim ładnie :-) cena i efekt na ustach bardzo kuszą
OdpowiedzUsuńDziękuję :*
UsuńKuszą jeszcze bardziej, gdy już się je ma! :)
drugi kolor mega! :O i piękne w nim wyglądasz <3
OdpowiedzUsuńPiękny jest :)
UsuńDziękuję <3
ładne włosy
OdpowiedzUsuńZapraszam do MNIE
Zostałaś przeze mnie nominowana do Liebster Blog Award !
OdpowiedzUsuńhttp://gydziulabeauty.blogspot.nl/2016/08/liesbster-award-pytania-i-odpowiedzi.html
Dziękuję za nominację ;*
UsuńPięknie prezentują się na ustach ;)
OdpowiedzUsuńTo prawda :)
UsuńOba kolory są świetne szczególnie Velvet Slipper :) Przydatna recenzją :)
OdpowiedzUsuńZostawiam obserwację :)
Ten ciemny taki elegancki ;)
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba ten ciemny odcień :)
OdpowiedzUsuńwyglądają świetnie na ustach <3
OdpowiedzUsuńMam 4, starsze odcienie i myślałam, że mi już starczy, ale te nowe są niczego sobie :D
OdpowiedzUsuń