Hej! Dziś przygotowałam dla Was recenzję produktu, którego małą zapowiedź mieliście już w Ulubieńcach Listopada. Co prawda nie wspomniałam tam, co to w ogóle za kosmetyk, jednak rzekłam słówko na temat tego, jak się u mnie sprawdza. O czym mowa?
Kiedy któregoś z weekendów zajechałam do domu, siostra powiedziała, że musimy iść do Rossmanna, bo widziała kosmetyk, który na pewno mi się spodoba. Chodziło jej o rozświetlacz i róż w sztyfcie marki Lovely. Hm, w sumie miałam w planie przetestować tego typu gadżet, więc czemu nie. Ze sklepu wyszłam bogatsza o rozświetlacz. Co mnie skusiło do zakupu? Jakie było moje pierwsze wrażenie na jego temat oraz jak sprawdził się później?
Dowiecie się dalej. Podpowiem tylko, że nie od razu było tak kolorowo :))
Bez niespodzianek - mamy do czynienia ze sztyftem! A to Ci dopiero :D Klasyczny sztyft z zatyczką, a u dołu, w kolorze różowym, częścią do wysuwania większej ilości produktu. Z przodu widoczna jest nazwa Forever Shine, co ma nas przygotować do tafli pełnego, ślicznego błysku. Czy nazwa produktu jest trafna i na pewno mamy do czynienia z Forever Shine? :)
Od razu powiem, że sprawdza się tu powiedzenie na temat tego, iż nie powinno się oceniać książki po okładce... Sztyft Lovely zrobił na mnie wrażenie kosmetyku kiczowatego, z szatą przypominającą plastikową część, która doskonale by się sprawdziła w domku dla lalek Barbie... Na pewno użyta grafika nie kojarzy się z elegancją, ani z dobrym gustem. Sam produkt jednak bardzo mnie zaskoczył :) Choć ze względu na wygląd nie byłam do niego przekonana, to dziś nie żałuję decyzji o zakupie... ale o tym dalej :)
Ponadto warto dodać iż sztyft mieści w sobie 6 g rozświetlacza, a po otwarciu można go używać 12 miesięcy :)
Odcień rozświetlacza zdaje się tożsamy z kolorem opakowania... jednak niech to Was nie zwiedzie, bo na skórze prezentuje się wytwornie ;) Gdy nań spoglądamy widać w nim złote drobinki, na szampańskiej bazie o dość chłodnym blasku. Pomieszanie z poplątaniem, ale godne uwagi.
Ów produkt traktuję jako odkrycie, gdyż nie spodziewałam się tak cudownego efektu. Dla fanek rozświetlaczy imitujących mokry blask, będzie to ideał, ponieważ właśnie taki jest rezultat jego użycia. Uzyskujemy czystą taflę za małą cenę, ale o dużej wartości.
Ponadto bez dotykania utrzymuje się na twarzy cały dzień. Z dotykaniem również, ale ponieważ jest to produkt kremowy, po przyciśnięciu efekt może stać się płaski. Wczoraj właśnie tego doświadczyłam, kiedy ucięłam sobie ponad godzinną drzemkę :D Mimo wycierania się w poduszkę z chyba każdej możliwej strony, produkt został na twarzy, jednak jednolitość troszkę poszła w las. Nie wstydziłam się tak wyjść i nic nie poprawiałam, a to chyba dobrze o nim świadczy :)
Jeśli chodzi o nakładanie, to właśnie ono sprawdziło, że na początku byłam mega rozczarowana tym kosmetykiem. Nie ma co się oszukiwać - nie umiałam się nim posłużyć. Wydawało mi się, że skoro jest to sztyft, to mogę się z nim obchodzić tak jak z klejem na kartce, czyli po prostu przeciągnąć nim po twarzy. Niestety nie jest to zbyt dobry pomysł. Co innego, gdy bez nakładania podkładu, chcecie dodać sobie troszkę blasku - wtedy nie ma co zniknąć z twarzy. Jednak, kiedy decydujecie się na pełny makijaż, broń Boże, nie przejeżdżajcie sztyftem po policzku! Pech chciał, że przy pierwszym użyciu, zrobiłam sobie taką krzywdę i mocno się zniechęciłam do ponownego użycia tego rozświetlacza. Miałam na policzku plamę w kształcie krechy, jaką radośnie narysowałam na policzkach :D Caaały podkład w dokładnie tym miejscu zrobił mi "papa" ;)
Jak, więc należy go używać?
Zróbcie stemple, idąc po kształcie, w jakim chcecie nałożyć rozświetlacz, a później rozmasujcie je palcem. Uzyskacie wtedy jednolitą taflę, która ładnie połączy się z wcześniej nałożonym bronzerem, czy różem :)
Opis producenta:
Kremowa formuła zapewnia spektakularny blask. Idealnie wtapia się, co zapewnia równomierne rozświetlenie i trwałość produktu.
Kiedy któregoś z weekendów zajechałam do domu, siostra powiedziała, że musimy iść do Rossmanna, bo widziała kosmetyk, który na pewno mi się spodoba. Chodziło jej o rozświetlacz i róż w sztyfcie marki Lovely. Hm, w sumie miałam w planie przetestować tego typu gadżet, więc czemu nie. Ze sklepu wyszłam bogatsza o rozświetlacz. Co mnie skusiło do zakupu? Jakie było moje pierwsze wrażenie na jego temat oraz jak sprawdził się później?
Dowiecie się dalej. Podpowiem tylko, że nie od razu było tak kolorowo :))
OPAKOWANIE
Bez niespodzianek - mamy do czynienia ze sztyftem! A to Ci dopiero :D Klasyczny sztyft z zatyczką, a u dołu, w kolorze różowym, częścią do wysuwania większej ilości produktu. Z przodu widoczna jest nazwa Forever Shine, co ma nas przygotować do tafli pełnego, ślicznego błysku. Czy nazwa produktu jest trafna i na pewno mamy do czynienia z Forever Shine? :)
Od razu powiem, że sprawdza się tu powiedzenie na temat tego, iż nie powinno się oceniać książki po okładce... Sztyft Lovely zrobił na mnie wrażenie kosmetyku kiczowatego, z szatą przypominającą plastikową część, która doskonale by się sprawdziła w domku dla lalek Barbie... Na pewno użyta grafika nie kojarzy się z elegancją, ani z dobrym gustem. Sam produkt jednak bardzo mnie zaskoczył :) Choć ze względu na wygląd nie byłam do niego przekonana, to dziś nie żałuję decyzji o zakupie... ale o tym dalej :)
Ponadto warto dodać iż sztyft mieści w sobie 6 g rozświetlacza, a po otwarciu można go używać 12 miesięcy :)
ODCIEŃ, TRWAŁOŚĆ, ROZPROWADZANIE
Odcień rozświetlacza zdaje się tożsamy z kolorem opakowania... jednak niech to Was nie zwiedzie, bo na skórze prezentuje się wytwornie ;) Gdy nań spoglądamy widać w nim złote drobinki, na szampańskiej bazie o dość chłodnym blasku. Pomieszanie z poplątaniem, ale godne uwagi.
Ów produkt traktuję jako odkrycie, gdyż nie spodziewałam się tak cudownego efektu. Dla fanek rozświetlaczy imitujących mokry blask, będzie to ideał, ponieważ właśnie taki jest rezultat jego użycia. Uzyskujemy czystą taflę za małą cenę, ale o dużej wartości.
Ponadto bez dotykania utrzymuje się na twarzy cały dzień. Z dotykaniem również, ale ponieważ jest to produkt kremowy, po przyciśnięciu efekt może stać się płaski. Wczoraj właśnie tego doświadczyłam, kiedy ucięłam sobie ponad godzinną drzemkę :D Mimo wycierania się w poduszkę z chyba każdej możliwej strony, produkt został na twarzy, jednak jednolitość troszkę poszła w las. Nie wstydziłam się tak wyjść i nic nie poprawiałam, a to chyba dobrze o nim świadczy :)
Jeśli chodzi o nakładanie, to właśnie ono sprawdziło, że na początku byłam mega rozczarowana tym kosmetykiem. Nie ma co się oszukiwać - nie umiałam się nim posłużyć. Wydawało mi się, że skoro jest to sztyft, to mogę się z nim obchodzić tak jak z klejem na kartce, czyli po prostu przeciągnąć nim po twarzy. Niestety nie jest to zbyt dobry pomysł. Co innego, gdy bez nakładania podkładu, chcecie dodać sobie troszkę blasku - wtedy nie ma co zniknąć z twarzy. Jednak, kiedy decydujecie się na pełny makijaż, broń Boże, nie przejeżdżajcie sztyftem po policzku! Pech chciał, że przy pierwszym użyciu, zrobiłam sobie taką krzywdę i mocno się zniechęciłam do ponownego użycia tego rozświetlacza. Miałam na policzku plamę w kształcie krechy, jaką radośnie narysowałam na policzkach :D Caaały podkład w dokładnie tym miejscu zrobił mi "papa" ;)
Jak, więc należy go używać?
Zróbcie stemple, idąc po kształcie, w jakim chcecie nałożyć rozświetlacz, a później rozmasujcie je palcem. Uzyskacie wtedy jednolitą taflę, która ładnie połączy się z wcześniej nałożonym bronzerem, czy różem :)
SWATCHE
Opis producenta:
Kremowa formuła zapewnia spektakularny blask. Idealnie wtapia się, co zapewnia równomierne rozświetlenie i trwałość produktu.
Moja opinia:
W postaci sztyftu otrzymujemy kremowy produkt służący do strobingu. Producent, poprzez chwytliwą nazwę, pragnie w naszym wyobrażeniu zarysować obraz niemal wiecznego blasku na twarzy, który jest możliwy tylko dzięki jego kosmetykowi. Jak jest naprawdę? Moim zdaniem rzeczywiście otrzymujemy bardzo trwały rozświetlacz, który mimo kremowej formuły, nie znika z twarzy po przetarciu jej dłonią. Co innego, jeśli chodzi o przetarcie sztyftem po buźce bez oderwania ręki, ale jak wspomniałam, należy znaleźć patent i nauczyć się go prawidłowo obsługiwać. Rzeczywiście rozświetlacz ładnie się wtapia w skórę i scala z całym makijażem. Lubicie ostry blask i mokry efekt? Właśnie to otrzymacie. Ja jestem mega zadowolona. Używam go codziennie i cieszę się, że wpadł w moje ręce :)
Moja ocena: 5
Cena: 15,79 (TERAZ na dzień 16.12.16 r.: 12,59 zł)
Dostępność: Rossmann
A Wy co sądzicie o tego typu produkcie? Lubicie kosmetyki w sztyfcie? Podoba się Wam efekt uzyskany przy jego użyciu? Koniecznie podzielcie się swoją opinią w komentarzu :)
Zapraszam także do polubienia FP http://facebook.com/dramabeautyy oraz do obserwowania na IG http://instagram.com/wrrau
Na koniec przesyłam pozdrowienia dla mojej siostry Ani, dzięki której miałam okazję przetestować ten rożswietlacz oraz do Aneksy, która czekała na recenzję <3
Uwielbiam rozświetlacze, tego jeszcze nie miałam, ale muszę wypróbować ;)
OdpowiedzUsuńjestem maniaczką rozświetlaczy... ten widziałam, ale jakoś mnie nie skusił... :)
OdpowiedzUsuńWidziałam ten rozświetlacz na rossmanowskiej półce i zainteresował mnie, tym bardziej że cena bardzo przystępna. Choć nie wiem czemu używanie różu czy rozświetlacza w sztyfcie kojarzyło mi się z czymś trudnym, ale po tym poście chyba kiedyś się na niego skuszę i spróbuję, jak pozużywam moje stare :)
OdpowiedzUsuńczyli jak już jest wprawa to jest dobrze:)
OdpowiedzUsuńNice review. I like your eye-liner work so much!
OdpowiedzUsuń❀ Walking Freckle ❀
Super recenzja :) przekonujesz do używania produktów w sztyfcie :) fajna wskazówka na nakładanie :)
OdpowiedzUsuńLubię ten rozświeltacz !
OdpowiedzUsuńJa zdecydowanie wolę rozświetlacz w suchej konsystencji i bardziej delikatny :)
OdpowiedzUsuńPierwszy raz widzę ten kosmetyk :)
OdpowiedzUsuńojeju a takiej formie rozświetlacza jeszcze nei widziałam:)
OdpowiedzUsuńRzadko używam rozświetlaczy choć mam ich 3 ale kremowych produktów w ogóle nie lubię więc nie dla mnie ten produkt )
OdpowiedzUsuńJa jestem wierna swojemu rozświetlaczowi z MySecret i nie szukam żadnych innych ;) I nie przepadam za formą sztyftu.
OdpowiedzUsuńEfekt bardzo ładny :)
OdpowiedzUsuńchyba dawno nie byłam w Rossmannie, bo zupełnie go nie znam. ;) opakowanie faktycznie szalenie kiczowate, ale efekt niesamowity. :) fajnie się prezentuje i pewnie się na niego skuszę. ;) dobra rada z tymi stemplami. ;)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie.
Pierwszy raz widzę ten produkt, ale efekt daje całkiem fajny :)
OdpowiedzUsuńTanie i dobre szminki ciężko znaleźć. Bardzo ciekawy blog. Obserwuję:)
OdpowiedzUsuńmuszę go znaleźć!!
OdpowiedzUsuńSuper, że jesteś z niego tak bardzo zadowolona :)
OdpowiedzUsuńDaje bardzo ładny efekt tafli :)
OdpowiedzUsuńMój blog